Był sobie Wiec. A że miałam okazję na nim być i przyglądać się obrzędowi, to równocześnie robiłam miły wiosenny reset na łonie natury, Co prawna to łono dopiero się zielenić zaczynało tak jak lubię, ale trawa już zielona była wystarczająco. Woda niestety zimna i chociaż miało się ochotę wejść, to rozsądek przypomniał, że jak się rozchoruję i rzucę L4, to mnie dziewczyny na bank uduszą, bo ileż można "na krótko" do pracy chodzić.
Zdjęć z obrzędu nie wrzucam, bo najzwyczajniej w świecie nie zapytałam czy mogę a po co ma ktoś się denerwować, że nagle w internecie zdjęcie krąży? Wiadomo.
Ale kubek porannej kawy na pomoście to coś wspaniałego.